Nie będę się przyjaźnić z eks. To nie jest ten przypadek, gdzie były mąż dzwoni do mnie po poradę w sprawie nowej dziewczyny, a ja doradzam mu, który pierścionek zaręczynowy wybrać. Nie spotykamy się na niedzielne brunche w składzie: ja, on, moja nowa miłość, jego nowa miłość, dzieci, pies, kot i złota rybka. Nie.
Ale wiecie co? Mamy normalne, zdrowe relacje. I to, jak się okazuje, dziwi ludzi. Niektórzy są wręcz w szoku, że ja – eks-żona – nie rzucam kłód pod nogi, nie manipuluję dzieckiem, nie chowam urazy, nie rozpalam stosu na cześć spalania przeszłości. Bo po co komu toksyczne relacje z eks? Serio, kto ma na to czas?
Rozwód to nie konkurs na najbardziej dramatyczne rozstanie
Czy ktoś mi kiedyś wręczył medal za bycie najbardziej zawziętą rozwódką sezonu? Nie. Czy ktokolwiek dostał dyplom uznania za to, że najbardziej skutecznie uprzykrzył życie byłemu? Też nie.
A jednak patrzę na te wszystkie dramaty rozwodowe i mam wrażenie, że niektórzy wciąż grają w jakąś dziwną grę, w której chodzi o to, kto komu bardziej dowali. Sądowe przepychanki, szpiegowanie, podsyłanie dzieci z wiadomościami rodem z oper mydlanych. Po co?
Serio, ludzie. Jeśli macie dzieci, to może warto skupić się na ich dobru, zamiast urządzać telenowelę o tym, kto pierwszy kogo zdradził, kto ma więcej racji i kto komu bardziej zaszedł za skórę.
Nie święta, nie diabeł – po prostu człowiek
Nie będę kłamać – mój rozwód trwał 15 minut, zaczął i skończył się na jednej rozprawie, ale nadal nie uważam, że był przyjemnym piknikiem z winem i serami. Termin rozprawy dostaliśmy miesiąc po moim pozwie. Jakim cudem, pytasz? Nie, to nie był cud. I nie, to nie było magiczne olśnienie. To były godziny refleksji, trochę terapii, trochę spojrzenia w lustro i zrozumienia, że to była też moja wina. Tak, mogłam zachować się inaczej. Tak, popełniłam błędy. I wiecie co? To cholernie uwalniające, kiedy w końcu zdasz sobie sprawę, że nikt w tej historii nie był jednoznacznym katem czy ofiarą.
Dzięki temu przestałam nosić w sobie żal. Nie dlatego, że jestem Matką Teresą, ale dlatego, że noszenie tego żalu było dla mnie po prostu męczące. A ja lubię dobrze spać.
Zakochałam się. Znowu. I jest super.
Kolejny szokujący zwrot akcji: można mieć dobre relacje z eks i jednocześnie ułożyć sobie życie na nowo. Ba, można nadal wierzyć w miłość, pokochać kogoś innego, wyjść ponownie za mąż i… Być naprawdę szczęśliwą.
I wiecie co? To też bardzo pomaga w relacjach po rozwodzie. Bo kiedy jesteś szczęśliwa w swoim życiu, nie masz potrzeby udowadniania czegokolwiek swojemu eks. Nie musisz udawać, że jest ci lepiej, niż jest. Nie musisz walczyć o ostatnie słowo w każdej rozmowie. Po prostu żyjesz swoim życiem. I to jest luksus.
Liczy się dziecko, a nie urażona duma
Ostatecznie to, co mnie najbardziej motywowało do tego, żeby nie bawić się w rozwodowe wojenki, to nasza córka. Bo to ona byłaby największą ofiarą tego całego bałaganu. Ona ma prawo mieć dobre relacje z ojcem, niezależnie od tego, jak my się dogadujemy. Ona nie musi wybierać stron. Ona nie powinna być pionkiem w grze dorosłych, którzy nie potrafią odpuścić. A ja? Ja jestem dorosła. I wybrałam spokój. Polecam.
Czego się nauczyłam?
Po pierwsze, rozwód to nie koniec świata. Może na początku wydaje się, że to totalna porażka życiowa, ale po czasie dochodzi się do wniosku, że to po prostu zamknięcie jednego rozdziału. Niektóre historie kończą się, bo tak powinny. I to nie znaczy, że nie miały sensu – miały, tylko ich czas się skończył.
Po drugie, lepiej skupić się na przyszłości, niż grzebać w przeszłości. Co dałoby mi rozpamiętywanie, co on zrobił źle, co ja zrobiłam źle, co mogło być inaczej? Nic. A gdyby wrócić do tego samego układu, to prędzej czy później i tak wszystko skończyłoby się tak samo.
Po trzecie, spokój jest wart więcej niż satysfakcja z drobnych gierek. Niektórzy ludzie czerpią dziwną radość z tego, że mogą komuś uprzykrzyć życie. Ale serio – czy naprawdę chcemy tracić na to energię? Czy nie lepiej zająć się sobą, własnym szczęściem, zamiast nieustannie patrzeć na byłego?
Jak wygląda nasza relacja dziś?
Czy mamy idealną relację? Nie. Ale mamy relację normalną. Kiedy trzeba, rozmawiamy. Śmiejemy się ze swoich dowcipów, składamy sobie życzenia na urodziny. Ja bardzo lubię jego partnerkę, a on podaje dłoń mojemu mężowi. Ustalamy sprawy dotyczące córki.
Nie jesteśmy przyjaciółmi, ale też nie jesteśmy wrogami. I to działa.
I wiecie co? Każdemu, który rozstał się z jakimś człowiekiem, życzę tego samego.